Zatrute owoce „dobrej zmiany”

Zatrute owoce „dobrej zmiany”

Dodano:   /  Zmieniono: 
Roman Graczyk

Rządząca partia postanowiła wziąć wszystko. To zwiastuje rewanżyzm następców i dalszy regres polskiej demokracji.

Kiedy wczesną jesienią ubiegłego roku Prawo i Sprawiedliwość szykowało się do przejęcia władzy, nie podzielałem alarmistycznych nastrojów. Sądziłem, że partia Jarosława Kaczyńskiego, mimo iż ma pewien rys populistyczny oraz niedobrą (ale wszak nie beznadziejną, jak się często twierdziło) hipotekę z czasu swoich rządów w latach 2005–2007, jest – mimo wszystko – partią demokratyczną. Owszem – bardziej wodzowską, owszem – bardziej obrażalską, ale – w sumie – partią respektującą porządek liberalnej demokracji, partią, która dla umocnienia się u władzy nie podejmie przecież próby rewizji zasad, na których ten porządek się wspiera. Dzisiaj już tak nie uważam.

W owym czasie PiS był o krok od zdobycia władzy, a najwyższy urząd w państwie objął Andrzej Duda – kandydat wylansowany przez aparat partyjny PiS i wybrany przez „lud PiS-owski” z przyległościami. Na inaugurację prezydentury Andrzej Duda wygłosił w Sejmie bardzo dobre przemówienie. Jego przewodnim motywem było wezwanie do wzajemnego szacunku i współpracy dla dobra Polski różnych sił politycznych oraz różnych nurtów opinii. Przemówienie miało dużą wagę, bo wiemy przecież, jak bardzo, jak dramatycznie głęboko jesteśmy (i byliśmy rok temu) podzieleni. (...)

Autor jest publicystą, pracownikiem oddziału krakowskiego Instytutu Pamięci Narodowej. Za tydzień w tej sprawie głos Piotra Semki 

Cały artykuł dostępny jest w 32/2016 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także