O prawdzie historycznej inaczej
  • Sławomir CenckiewiczAutor:Sławomir Cenckiewicz

O prawdzie historycznej inaczej

Dodano:   /  Zmieniono: 
W Muzeum II Wojny Światowej musimy stanowczo – niczym Izrael – reprezentować własny narodowy punkt widzenia. Inaczej przegramy walkę o miejsce Polaków jako ofiar dwóch totalitaryzmów

Od lat – głównie jako gdańszczanin i historyk – na ogół biernie przyglądam się zawiłościom związanym z budową Muzeum II Wojny Światowej. Niejednokrotnie zaciskałem zęby, powstrzymując się od publicznej i pisemnej reakcji na plecione przez kierownictwo tej wirtualnej placówki i jej entuzjastów androny na temat uniwersalności przekazu i europeizacji pamięci II wojny światowej. Od początku zastanawiałem się, jak w czasie powrotu historii, brutalnej bitwy o pamięć tej wojny i jej nową interpretację, w czym Rzeczpospolita pozostaje od lat bierna i w zasadzie przegrana, Polacy za rządowe pieniądze w Gdańsku mogą budować muzeum pozbawione wyraźnie polskiego punktu widzenia na tragedię wojny totalnej wywołanej najpierw przeciwko państwu polskiemu przez Niemców i Sowietów w 1939 r. Jednak po upublicznieniu listu w obronie przygotowywanej ekspozycji Muzeum II Wojny Światowej dwóch wybitnych historyków – Andrzeja Nowaka i Timothy’ego Snydera – postanowiłem zabrać głos. 

 W liście obu profesorów z 13 sierpnia br. przeczytałem zdumiewające słowa: „Obaj uznajemy jednak, że wystawa oddaje zarówno prawdę historyczną w wymiarze ogólnego obrazu wojny, jak i szczególne miejsce w niej Polski. Jesteśmy zgodni, że Muzeum II Wojny Światowej, w jego obecnej formie, stwarzałoby wyjątkową szansę dla Polaków, by dowiadywali się o wojnie poza Polską, a dla zagranicznych zwiedzających poznawania polskiej historii”. 

Są to słowa niesłychane! Jednak rzecz nie w tym, że w detalu wystawa jest kłamstwem, ponieważ istota nie polega na sporze o oryginalność samochodziku z Kalisza w 1939 r., erotyczną i obsceniczną figurkę sowieckiego wojaka ani nawet o autorytaryzm rządów w Hiszpanii czy w Polsce, ale o całość narracji i przekazu, która rozmywa konkretną winę narodową, państwową i systemową, osobistą, ludzką i społeczną za wywołanie niespotykanej w dziejach świata wojny. Perspektywa „zła”, które nie ma w istocie narodowości i barw, ale tkwi immanentnie w każdym człowieku i narodzie, albo naturalnego „dobra”, które po prostu jest i drzemie w każdym człowieku pomimo systemów politycznych i wojen, powoduje, że już nic nie jest „czarno-białe” (ulubiony chwyt w dyskusjach o ocenie historycznych procesów i zjawisk).  (...)

Cały artykuł dostępny jest w 35/2016 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także